piątek, 9 grudnia 2016

Nienawidzę Świąt


Pewnie zabrzmię trochę jak Grinch, ale tak, nienawidzę Świąt, a powodów ku temu, by mieć co do nich takie, a nie inne odczucia jest naprawdę wiele.
Nienawidzę żerowania wszystkich sklepów na tym, że są Święta. Wszystko, po prostu wszystko opchną, jeśli uda im się wmówić, że to idealny prezent na tą okazję, a trzeba przyznać, że coraz lepiej im to wychodzi. Najbardziej podatne na to są dzieciaki, które naoglądają się reklam z mnóstwem pięknych i drogich zabawek i chcą mieć je wszystkie. Czego je to uczy? Tego, że w Świętach najważniejsze są prezenty? Chyba nie o to tutaj chodzi.
Nienawidzę tych tłumów w sklepach. Ludzi, którzy biegają po centrach handlowych szukając tego idealnego prezentu dla bliskich. Chociaż to już dawno przestało być szukaniem idealnego prezentu, a zaczęło być szukaniem najdroższych prezentów, by potem się chwalić przed innymi co się kupiło innym, a jak już się dostanie drogi prezent, to będzie się o tym jeszcze głośniej mówiło.
Nienawidzę ludzi podróżujących do domu. Cały ten ścisk jest zrozumiany, każdy chce pojechać do najbliższych, by spędzić z nimi trochę czasu, w końcu teraz życie tak szybko pędzi, że nie mamy na to czasu w 'normalne' dni. Jednak ta cała nienawiść, marudzenie, krzyki.. Zero zrozumienia, że inni też jadą do domu, że inni też tęsknią za swoją rodziną. Niestety empatia nie jest znana wszystkim. 
Nienawidzę tego całego kupowania masy jedzenia. Ludzie zawsze na te trzy dni robią zapasy jakby miał świat się kończyć. Robią to wcześniej, by uniknąć zawyżonych cen przed samymi Świętami, by potem rzucać znanym na cały kraj tekstu 'zostaw, to na święta', a potem co? Potem to wszystko zostaje, bo choćby się chciało to się tego wszystkiego nie zje. 
Nienawidzę tych kłótni podczas przygotowań. Przypuszczam, że zdarza się to w większości rodzin. Ktoś chce zrobić coś tak, drugi ktoś ma zupełnie inne zdanie.. I kłótnia gotowa, a całą atmosferę przygotowania do Świąt nagle szlag jasny trafia i nie wiadomo jak się zachować.
Nienawidzę spojrzenia mojej mamy na pusty talerz, który w mojej rodzinie ma głębsze znaczenie niż talerz dla obcego, który może zagościć w naszym progu, a my mamy obowiązek mu pomóc, w końcu o tym mówi nasza wiara. Widok pustego talerza sprawia, że z każdego z członków mojej rodziny ulatuje ta magiczna atmosfera.
A potem siadamy wszyscy do stołu, patrzymy na siebie, puszczamy kolędy, składamy sobie życzenia prosto z serca i po prostu cieszymy się, że mamy siebie, że jesteśmy tutaj razem, całą czwórką. Nasza mała rodzina może chociaż przez chwilę wyłączyć się od problemów dnia codziennego, może przez chwilę spędzić razem czasem, poczuć tą bliskość, powiązanie.. I wtedy zaczynam się zastanawiać, a może to wszystko ma jakiś sens? Może to wszystko ma sprawić, że w dzisiejszym świecie nastawionym na drogie gadżety, świecie gdzie nikt nie ma na nic czasu, zaczniemy doceniać te kilka ważnych chwil z rodziną? To wszystko musi mieć jakiś sens.

2 komentarze :

  1. A ja myślę, że to właśnie w tym całym zabieganiu tkwi ta magia, dzięki której 24 grudnia czujemy się tak rewelacyjnie w gronie bliskich. Wspólne wydzieranie się i wchodzenie sobie na głowę to tylko wstęp do radości ;) Pozdrawiam! :)
    AA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli to, co napisałam w ostatnim akapicie.:) Miło, że ktoś podziela moje zdanie.:)

      Usuń

• Serdecznie dziękuję za każdy komentarz.
• Konstruktywna krytyka i porady mile widziane.
• Wasze komentarze i opinie to ogromna motywacja do działania.
• Spam będzie niezwłocznie usuwany.
• Jeśli podoba Ci się blog, to zapraszam do poszerzenia grona obserwatorów.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.
#Stats1 {text-align: center;}