Cześć!
Jakieś dwa tygodnie temu wróciłam z moich wakacji z rodzicami, jednak ze względu na to, że zaraz po powrocie oddałam swojego laptopa do serwisu, a na innym komputerze jakoś nie potrafię pisać i nie posiadam na nich moich programów graficznych, dopiero teraz przychodzę do was z moją relację z wyjazdu wakacyjnego.
Mimo iż jestem, a raczej byłam, osobą, która za górami nie przepada i zdecydowanie woli morze, dałam się namówić moim rodzicom, żebyśmy pojechali w góry. Teraz nie żałuję tej decyzji, bo bawiłam się świetnie i nawet chodzenie po górach nie było takie złe. Co prawda mieliśmy pewne trudności w związku z wyjazdem, bo kilka dni przed planowanym rozpoczęciem naszych wakacji mój brat złamał sobie nogę, ale jakoś nam się wszystko udało, chociaż nie mogliśmy pójść wszędzie razem.
Dzień przyjazdu. Przyjechaliśmy w niedzielę 23.07 do miejscowości Krościenko nad Dunajcem, nie mylić ze zwykłym Krościenkiem, który znajduje się w zupełnie innej części naszych polskich gór. Pogoda była w kratkę, jednak nie planowaliśmy nic specjalnego na ten dzień. Popołudnie i wieczór spędziliśmy na rynku oglądając występy, bo tego dnia odbywał się tam festyn.
Dzień 1. Razem z moim tatą postanowiliśmy zdobyć Trzy Korony i chociaż myślałam, że to ja będę tą, co najbardziej narzeka, to właśnie ja poganiałam mojego tatę i dopingowałam go, gdy byliśmy już coraz bliżej szczytu. Wyjście to przepłaciłam zakwasami, które męczyły mnie chyba do czwartku, ale dla takich widoków było warto.
Dzień 2. Jedyny deszczowy dzień, który nas spotkał na naszym wyjeździe. Ale nie spędziliśmy go w domku. Pojechaliśmy do Niedzicy zwiedzić zamek, zaporę i przepłynąć się po jeziorze Czorsztyńskim.
Dzień 3. Dzień ten spędziliśmy na spływie Dunajcem, który zajął nam około dwóch godziny. Po spływie zwiedziliśmy Szczawnicę, w której wysiedliśmy, a po południu wybraliśmy się do parku linowego. Był to mój pierwszy raz w takim miejscu, a oczywiście porwałam się na trasę z najwyższym poziomem trudności i nie sądzę by bardzo źle mi szło. A na koniec zjechałam tyrolką nad Dunajcem. Niesamowite przeżycie, polecam każdemu.
Dzień 4. Był to dzień wyjazdowy. Pojechaliśmy do Zatoru i ze względu na to, że mój brat miał złamaną nogę, tylko ja wybrałam się do Energylandii, a rodzice z bratem wybrali się do Zatorlandu, który mieści w sobie cztery parki rozrywki, park ruchomych dinozaurów, park mitologii, park bajek i park owadów i małe wesołe miasteczko. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w Wadowicach na słynnych papieskich kremówkach.
Dzień 5. Wybraliśmy się do rezerwatu Biała Woda, gdzie spędziliśmy czas na spacerach, moczeniu nóg w Białej Wodzie i podziwianiu okolicy.
Dzień 6. Pojechaliśmy na Słowację, gdzie zwiedziliśmy zamek w Starej Lubownej i podziwialiśmy Tatry z drugiej strony.
Dzień wyjazdu. Postanowiliśmy pojechać inną drogą do domu, dzięki czemu zwiedziliśmy Oświęcim, który od kilku lat bardzo chciałam zobaczyć. Dość mocno przeżyłam tą wizytę, chociaż niektórzy odwiedzający mogliby zachować więcej spokoju i szacunku w takich miejscach, a nie naśmiewać się z tego, co tam się działo, bo moim zdaniem nie ma w tym nic śmiesznego. Kolejnym punktem był Kraków, który był strasznie oblegany przez turystów, a do tego było tak gorąco, że dosłownie zobaczyliśmy to, co najważniejsze i uciekliśmy do samochodu, który poratował nas klimatyzacją.
Ogólnie wyjazd uważam za bardzo udany i już teraz powoli planuję odwiedzenie Krościenka w przyszłym roku. A was zapraszam do obejrzenia kilku zdjęć z mojego wyjazdu.